środa, 17 listopada 2010

|03.| Przekonałaś już się?!

W mojej głowie było wiele pytań, ale żadne bez odpowiedzi. Jeszcze 40 minut temu byłam cała szczęśliwa, objadając się pizzą i oglądając HMF, a teraz przez jedną sytułację moje życie cofneło się krok wstecz. Czy ja nie zasługuje na szczęście?! Z mamą nie za dużo spędzam czasu, tata to podróżnik więc utrzymuje z nim konkakt przez telefon i kartki (od 2 lat), najleprza przyjaciółka gdzieś daleko w Dallas. Pojedyńcze łzy spłyneły mi po policzkach. Teraz naprawdę spojżałam na mój świat z góry. I zobaczyłam jaki jest naprawdę. Choć Justin nie jest mi bliski, coś mnei ukuło w sercu gdy powiedział: I co cię to obchodzi?! Może i ma rację co mnie to może odchodzić. To jego życie. Jak je zmarnuje to jego strata, ale.. Ja tak nie mogę. Nie pozwole mu zatruwać się mu tym świnstwem. A jak on umrze?! Będę miała wyrzuty sumienia, że ja mogłam zawiadomić o tym kogoś i mu pomóc. A jeśli nie pomóc, to przedłużyć jego życie o miesiąc, tydzień, dzień... cokolwiek, czuła bym się trochę lepiej, niż gdyby patrzyła jak powoli się niszczy. To nie w moim stylu, ale najpier muszę się dowiedzieć: dlaczego, czemu, czemu?! Wziełam chuteczkę i wytrałam łzy. Umyłam twarz wodą i nałożyłam na twarz puder, żeby nie było widać na twarzy zaczerwienienia, szczegółnie te pod oczami. Przejżałam się ostatni raz w lustrze i poszłam na recepcję.
- Przepraszam.. czy wie pan gdzie mieszka pan Oliver Evans?! - spytałam pani na recepcji
- Nie mogę powiedzieć, pan Evans nie chce, żeby znano jego numer pokoju. - powiedziała.
- Ale ja muszę go znać - prawie krzyknełam- Jestem córką Amandy Williams, jeśli pani mi nie powie to moja mamusia, raz dwa wykopie panią z tej roboty jasne?!
- Ależ, oczywiście. Pokój 756. - powiedziała lekko przestraszona kobieta. Czasami przydawało się mieć sławną matkę. Weszłam do windy i nacisnełam na guzik z numerem 10. Ile to może jechać?! Z nudów zaczełam rytmicznie uderzać stopą w ziemię. Popatrzyłąm na ekran. Jeszcze 3 piętra. Ooo.. I jest. Poszłam w prawą stronę. Szukałam pokoju 756. 751.. i jest 756. Zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Jeszcze raz. Wreszcie ktoś otworzył. Był to nie kto inn, a Justin.
- A to ty! - powiedział i zamknął drzwi. Na mój pech nie zdąrzyłam zatrzymać ich nogą. Zaczełam walić w drzwi nogami i rękami.
- Justin otwórz!! Musimy pogadać! - krzyczałam.
- Po co?! Żebyś prawiła mi kazania o dragach. Że to złe i to ma niby pomóc? - spytał.
- Może. Wpuść mnie!!! - prosiłam. Ale, na marne. Oparłam się o drzwi i ssunełam na dół. Waliłam jeszcze z 10 minut i krzyczałam, ale zawsze gdy pytałam: Prosze wpuść mnie!! To on odpowiadał: Nie! I tak bawiłam się z nim z 5 minut. Chciałam już odejść, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącą w drzwiach sylwetkę JB. Poszłam w jego stronę.
- Proszę powiedz po co... - powiedziałam z lekko załamanym głosem.
- Bo to mi sprawiam przyjemność. Dzięki tu jestem szczęśliwy.. no i normalny.
- Ty jesteś normalny, nie chcę żebyś się tym truł.. - powiedziałam i zapłakana wtuliłam się w niego. Beksa ze mnie.
- Ja też nie chcę.. Ale to jest o wiele trudniejsze niż ci się wydaje April.. - powiedział, a ja popatrzyłam na jego twarz i widać było w niej ból i smutek.
- Ja ci pomogę.. - powiedziałam.
- Ale po co?! - spytał.
- Bo nie wybaczyła bym sobie gdybyś umarł, a ja zamiast patrzeć i płakać mogła bym ci pomóć... - powiedziałam.
- Przestań, płakać przecierz nic się nie stało.. - Justin spojżał na moją twarz i się uśmiechnął.
- Wiem.. , ale ja tak szybko się rozklejam. - powiedziałam.
- A dlaczego tak Ci zależy na moim życiu?!
- No bo.. mi na tobie zależy. Może to wydaje się głupie, bo znamy się od 2 dni, ale jednak coś w sercu nie pozwal mi odwróci się i nie zwracać uwagi na ciebię.. To po prostu nie w moim stylu.. - czułam się jak bym grałą w jakimś dramcie.  Może to mi się śni. Uszczypnełam się.. nie to jednak nie sen.
- Mi też na tobie zależy. i to bardzo.. - OMG! Czy on to powiedział.. czy mi się tylko wydaje?! Zaraz zwarjuje. Czy on taka gada dla jaj czy nie wziął dzisiaj swoijej codziennej procji drag.. ?? Lub gada tak na serio! ;O
- Czy ty mówisz tak na serio, czy robisz se ze mnie jaja?! - spytałam poważnie.
- Mówię na serio Apple.. na prawdę..
- Czy ty mnie.. ?! - nie dokończyłam zdania bo słowo "kochasz" nie przeszło mi przez gardło.
- Tak.. -  Takiej odpowiedzi najbardziej się bałam.
- A ty?! - spytał.
- Może tak.. może nie.. - uśmiechnełam się cwaniacko. - Przekonaj mnie! - Justin zbliżył się powoli do mnie i delikatnie musnął moje usta.
- Przekonałaś już się?! - spytał.
- Prawie.. - tym razem pocałunek był dłuższy i odważniejszy.
- To było miłe. Pa ;* - odeszłam od niego i mu pomachałam. Uśmiechnełam się sama do siebie. Wreszcie szczęsliwa. Czy to może być ten jedyny. Szłam w stronę swojego pokoju. Pod nim stała jakaś kobieta. Aaa.. Samantha menagerka mojej mamy.
- Co ty tu robisz?! - spytałam.nie wyglądałam zbyt ładnie. Tusz miałam rozmazany, oczy podpuchnięte wgl. nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie, raczej komicznie.
- Twoja mama, kazała mi razem z tobą wybrać prywatnego nauczyciela. - oznajmiła.
- Ok. Miejmy to już z głowy. - powiedziałam. Otowrzyłam drzwi i usiadłyśmy przy stole.

15 minut później.

- Może ten?! - spytała pokazując na czyjeś imię i nazwisko. - Matthew Connor.
- Dobre oceny z przedmiotów takich jak Chemia, Fizyka, Biologia, oraz Matematyka i 6 z Angielskiego. Dostał się na Harward. To nasz jeden z najleprzych nauczycieli.
- Hę?! - spytała Samantha.
- Dzwoń. ; ) - przekazałam. Sam wyjełam swojego BlackBerry i zadzwoniła pod numer 663587544.
- Mówi Samantha Smith. Menagerka Amandy Williams. Chcę żeby pan uczył jej córkę.Tak, aha.. Jutro.. 14:00.. Tak dobrze. Do zobaczenia..
- I co?! - spytałam.
- Jutro o 14:00 macie pierwsze lekcje. - powiedziała.
- Super.. ; ) - uśmiechnełam się.
- To ja już idę... Pa ;* - pożegnałam się..
- Pa..;* - gdy Samantha już wyszła krzyknełam: - Wreszcie łózio ; ] - położyłam się na łóżku i nie wstawałam przez najbliższe 20 minut.  Było by dłużej, ale mama weszłam do pokoju.
- Śpisz, kochanie?! - spytała.
- Już nie.. Była Sam i załatwiła mi nauczyciela.. - przekazałam.
- A jak się nazywa?! - spytała.
- Yyy. no ten.. Chris.. Connor.
- Uczy przedmiotów ścisłych?! - spytała mama.
- Tak ; ) - mama się pożegnała i wyszła. Znowu sama... xd Co by tu porobić.. ?! Oo. zadzwonie do Rose(Charlotte) i przekaże jej najświeższe niusy.. xd Wybrałam jej numer i opowiedziała cały mój dzień od akcji z JB... Myślę, że jakbym widziała jej mine pewnie była by taka: O_O Znam ją od 4 lat więc wiem ; ) CO to porobić .. ?! Basen, Justin.. hmm... Trudny wybór.. Może to połączyć?! Basen razem z Justiem.. Napisałam szybko sms: Spotykamy się na basenie za  15 minut;* Czekam < 33 Ubrałam bikini, a na to różową bluzkę oraz czarne krótkie spodenki >klik< Wziełam hotelowy ręcznik i skierowałam się w storne basenu po 2 minutach byłam na miejscu. Zobaczyłam siedzącego w basenie Justina. Szybko zdjełam ubrania i po cichu weszłam do basenu.
- Hej;* - Justin aż podskoczył.
- Jak ty.?!
- Nie gadaj tyle tylko mnie pocałuj! ;* - powiedziałam, a on się uśmiechnął i zrobił to tylko, że pod wodą. To chyba była najszczęścliwsza chwila w całym moim życiu.. < 33


***
Rozdział taki trochę mdławy i pomieszany. Smutek i miłość.. Hmm.. Napiszcie co sądzicie ; ) Proszę od dłuższe komentarze niż "fajne czekam na nn" lub coś w tym stylu. Postukajcie w klawiature, przecież ona nie gryzie ;D Plosse ; ]
Do następnego :*
Daisy. ♥

sobota, 13 listopada 2010

|02.| Znowu tak mało?!

Obudziłam się z nogami na poduszce. Co mi się takiego śniło, że się obróciłam przez sen?! Wstałam z łóżka, załóżyłam kapcie na nogi i wyjełam kilka ciuchów z walizki. Wyjełam czerwony sweterek oraz czarne rurki >klik< Zrobiłam poranną tolatete tzn. lekko się pomalowałam, umyłam zęby, uczesałam włosy. Teraz miałam zamiar pójść do mamy. Zapukałam do drzwi. Nikt nic nie powiedział. Wyjełam komórkę i zadzwoniłam. Zero odpowiedzi. Pewnei poszła zjeść śniadanie. Skierowałam się w stronę windy. Nacisnełam  guzik z cyfrą: 1. Wyszłam z maszyny i skierowałam się w stronę jadalni. Poszłam szukać mamy. Patrzyłam na każdy stolik i ani śladu mojej matki. Usiadłam na kanapie. Wziełam jakieś czaspomismo ze stolika, i zaczełam przewracać kartki. Nudy, nudy, nudy...
- Cześć April! - ktoś się przywitał. Prawie podskoczyłam. Położyłam czasopismo. Odwróciłam się.
- O cześć Justin! - czy to musiał być on. Jakoś nie zabardzo go lubię.
- April choć limuzyna już czeka! - krzykneła idąca w naszą strone mama.
- Gdzie my idziemy?! - spytałam mamę.
- Nie mówiłam Ci?! To przepraszam. Idziemy przepłynąć się statkie po Tamizie. - uśmiechneła się radośnie.
- Mamo, ale czy muszę?! - spytałam błagającym tonem.
- Jak nie chesz to nie.
- Tato, a czy ja muszę iść z wami?! - spytał się taty. Chyba nie tylko ja i mama miałyśmy się przepłynąć.
- Nie, to nie. - powiedział idąc w stronę mojej mamy.
- Czy oni się spotykają?! - spytałam J.
- Od kilku miesięcy. Nie wiedziałaś?! - spytał.
- Aż do twojej odpowiedzi. - uśmeichnełam się. On to odwzajemnił. Lekko się zaczerwieniłam, pożegnałam się i poszłam do swojego pokoju. Ooo.. dostałam sms. To Charlotte. Szybko odczytałam wiadomość: Apple, gdzie ty się podziałaś. My tu nic nie wiemy ;( Co u cb?! Odpisz, szybko! Tęsknie . < 33 Twoja Charlotte ;* Cholera jak ja ją kocham. Odpisała: Matka mnie "porwała" i poleciałyśmy do Londynu. Co ona sobei myśli?! Że może mnie tak sobie zabierać?! Żenada. Wczoraj byłyśmy na kolacji, i spotkałam Olivera Evansa i jego "zbuntowanego" syna Justina. A dzisiaj się dowiedziałam, że pan Evans i moja mama... ze sobą chodzą. Nie wiem co zorebie jeśli oni się pobiorą. Napewno nie będę zmieniać nazwiska! Jak to brzmi.. April Evans. Nawet fajnie, ale ja lubie swoje nazwisko.. April Willimas ;) Pisz co u was!! Też tęsknie . < 33 Ucałuj dziewczyny od mnie! Buziaki twoja Apple ;** Ale się rozpisałam, ale jak coś zaczne pisać, to już tak mam. gdybym mogłam to bym pisała całe życie smsy . xd. Włączyłam TV. O... mają nawet DC. Akurat leciała HMF! I to odcinke w któym Miley zaczyna chodzić z Jessim < 33. Ależ ona ma szczęście. Chłopacy kleją się do neij jak do naklejki, ale to tylko serial. A chłopacy do mnie jak magnesy. Jest + z - , a ja nagle powiem coś głupiego i jest + i +. A te same bieguny się nie przyciągają.. chyba. Przynajmniej tak mi się wydaje xd. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Jeszcze 11, śnaidanie w hotelu jeszcze trwa, ale zostały pewnie same resztki. Wziełam wczorajszą pizze, wsadziłam do mikrofalówki i zjadłam. Nawet nie taka zła jakby się wydawało. Wyjełam z barku coca colę i się napiłam. Włączyłam mojeko kochanego niebieskiego laptopa VAIO. Weszłam na pocztę, twittera oraz facebooka. Teraz czas na gorące ploteczki. Wpisałam: stars-life.com. Nic nowego. Popatrzyłam na swoej paznokcie. Lakier prawie schodzi. Poszłam do łazienki,  z kosmetyczki wyjełam zwmywacz, waciki oraz czerwony lakier INGLOT. Zmazałam stary lakier i pomalowałam nowym. Potem jeszcze posmarowałam odrzywką. Podmuchałam i pochuchałam na nie. Ale tu duszno. Pójdę się przejść. Ubrałam kozaki oraz płaszcz. Zamknełam drzwi, zjechałam windą na samiutki dół. Wyszłam na dwór. Zobaczyłam Justina. Już chciał się przywitać, lecz zobaczyłam, że daje komuś pieniądze.
- Znowu tak mało?! Jeszcze raz tyle mi dasz, a nic ci nie dam. - powiedział ktoś kogo nie widziałam.
- Następnym razem będzie więcej. - powiedział.
- Mam nadzieję. - odpowiedział "tajemniczy nie znajomy". JB odwrócił się w moją stronę i poszedł.
- O cześć.. - spojżał na moją minę - coś się stało?!
- Czy ty właśnie..?! - spojżałam na niego smutnym wzrokiem.
- Co ja...?!! - spytał.
- Czy ty właśnie kupiłeś.. narkotyki?! - ostatnie słowo, z trudem przeszło mi przez gradło.
- Może.. i co cię to obchodzi?! - założył kaptur na główę i poszedł w stronę wejścia do hotelu.
- Dużo.. - odpowiedziałam na jego pytanie po cichu. W oczach staneła mi łza. Właściwie dlaczego?! Przecierz ledwo go znam. Co ma mnie obchodzić co on robi?! Na żaadne z tych pytanie nie potrafiłam odpowiedzieć. Czułam gdzieś tam głębko w środku, że jest dla mnie ważny. Ale czy tak ważny, aby wtrącać się w jego życie prywatne?! Może.. Wróciłam od hotelu. Odechiało mi się spaceru. Szybkim krokiem poszłam w stronę windy. Gdy już byłam na właściwym piętrze, pobiegłam do swojego pokoju, zamknełam drzwi i oparłam się o ścianę.



***
Przepraszam, że taki krótki, ale następny będzie 3 razy dłuższy lub 2 razy . xd
Liczę na komcie. Dzięki, za te 2 komcie w 1 rozdziale. Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. ; )
Do następengo. ;*
Daisy. ♥

czwartek, 11 listopada 2010

|01.| A ty musisz być Oliver Evans

Byłam tak wciągnięta w książce, że podskoczyłam gdy mama powiedziała:
- Już wylądowaliśmy! - powiedziała. Wziełam wszystkei rzeczy i wybiegłam, potykając się o własne nogi. Nigdy się tak nie cieszyłam gdy dotarłam do miejsca w którym nie chciałam być. Poszłam w stronę lotniska. Mam szła zaraz za mną.

Pół godziny później.

Jechaliśmy limuzyną, która miała nas zawieźć do najleprzego hotelu w londynie: London Center. Mam załatwiła pokój na szczęście mi osobny. Pojechałyśmy windą na ostatnie piętro. Ja poszłam do pokoju nr. 989, a mama 990. Weszłam do środka, pierwsze co zrobiłam to wziełam szybki prysznic. Ubrałam się w to. Wziełam komórkę i  poszłam na spacer po Londynie. Zobaczyłam Big Bena, i przejechałam się na London  Eye. Wystarczyła im widomość, że jestem córką Amandy Willimas. Gdy nie mam pieniędzy zawsze mówię to ludzią. ; ) Nagler moja komórka zaczełam wibrować. To był sms. Mama napisała: Wracaj do hotelu. O 19 idziemy na kolację. Popatrzyłam na zegarek była 16:34.  Pobiegłam w storne hotelu. Cud, ze się nie zgubiłam. Poszłam w stronę windy, ancisnełam strzałkę w górę. Gdy otworzyły się drzwi, szybko do nich wbiegłam i nacisnełam ostatni guzik. Gdy byłam już na swoim piętrze. Pobeigłam w strone pokoju mamy. Zapukałam, i usłyszałam "otwarte". Weeszłam do środka. .
- W co ja się mam ubrać na tą kolację?!
- Zaraz pójdziemy do sklepu. - poinformowała mnie. 20 minut potem byłyśmy już w sklepie. Po 40 minutach wreszcie kupiłyśmy jakąś sukienkę. Pojechałyśmy do hotelu. Mama poszła do swojego pokoju, a ja do swojego.

25 minut później.

Nie wyglądałam tak jakbym chciała, ale nie jest też koszmarnie. >klik< Mama wyglądała tak. Moja sukienka jest o wiele krótsza . Sięga mi przed kolana. Udałyśmys się do windy. Potem prosto do limuzyny. A pojazd podwióźł nas pod restauracje Wagamama (na prawde istnieje) Udałyśmy się do stolika 4 osobowego co mnie zdziwiło. Usiadłam. Kelner podał mi kartę. Na każdej stronie były wypisane nie znane mi potrawy. Zwykle na obiad jadam: hamburgera z frytkami . xd Nie codziennie! W końcu mama zamówiła za mnie. Nagle w naszą strone szła znajoma mi postać. Jak on się.. Oliver... E... vans. Tak Oliver Evans.  Pocałował moją mame w policzek. przywitał się i usiadł koło niej.
- Ty musisz być April! - powiedział uśmeichając się w moją stronę.
- A ty musisz być Oliver Evans. - oczywiście, jak zawsze musiałam palnąć coś idiotyczengo. Opanuj się Apple. Musisz się uspokoić. To normalny człowiek.. z wielki talentem i sławą oraz pieniędzmi. Dobra, nie to się w życiu liczy. Nagle do stolika przyszedł jakiś chłopak ubrany w jeansy z nisskim krokiem, koszulkę, bluzę i z bejsbolówką na głowie. Dlaczego ja nie mogłam się ubrać po ludzku, tylko wystrajać w jakieś sukeineczki za tysiące dolarów, szpilki oraz jakąś zakichaną róźową torebkę. Dosyć o swoim wygladzie Riley.
- To jest mój syn Justin. - przedstawił się.
- Siema. - powiedział.
- Cześć.. - nie za bardzo wiedziała co powiedzieć.
- Justin ma kapele rockową. - powiedział.
- Tak a co gracie?! - spytałam.
- Rocka, a nie taką badziewną muzykę jak twoja mama. - powiedział. Mama nie zwróciła na to uwagi tylko zaczełam rozmawiać z Oliverem.
- Co chesz zjeść?! - spytał pan Evans swoejgo syna.
- Wystraczą frytki. - powiedział. To są tu frytki?! Jak bym wiedziała to od razu bym zamówiła. Nagle zobaczyłam zbliżającego się kelnera z 3 hoamrami an tacy. To dla mnie ?! Fuu.. Ja tego nie zjem. Poatrzyłam na swój talerz. Zrobiłam minę jakby mnie bolał brzuch.
- Mamo, możemy już wracać do hotelu?! Źle się czuję. - skłamałam.
- A nie zjesz nawet homara?! - spytała. Pokręciłam głową.
- Dobrze. Pojedziemy jak zjem. Ok?! - spytała się. Przytaknełam głową. Popatrzyłam na zegar. Była 20:00. O tej porze jedliśmy kolacje w szkole. O jak mi barkuje moich! Szczególnie Charlotte. Jest moją BFF ever ; ). Muszę porozmawiać z mamą o tej całej szkole, i wogóle o naszych stosunkach. Gdy spojżałam na mamę, kończyłam jeść homara. Jak to można jeść?! Popatrzyłam na Justina. Grał na PSP i jad te swoje głupie fytki. Może i nie są głupie,a le jak jest głodna to wygaduje dziwactwa. Jak będziemy w hotelu to zamówię sobie wielką pizzę z 5 dodatkami. No co?! Modelką nie jestem, żeby przejomować się aż tak bardzo swoją figurą.

30 minut później.

Wreszcie w domu. Nie do słownie. Jutro zamierzam powiedzieć mamie co myśle o tej całej wczorajszej sytułacji. Poszłam do łazienki, napuściłam do wanny masę wody, i dodałam jakieś pachnidełka, i pianę. Zdjełam ubrania i zanużyłam się w wodzie. Leżałam tam około 40 minut. Ubrałam szlafrok, posmarowałam się jakimiś kremami, umyłam zęby i przebrałam się w piżdżamę. Położyłam się do łóżka. Wziełam telefon i popisałam jeszcze z Charlotte. Była teraz jedyną osobą którą potzrebowałam. Wtuliłam się w poduszkę, i moje powieki powoli szły ku dole.

poniedziałek, 8 listopada 2010

|00.| Prolog

- April Williams do dyrektorki! - do sali weszła Macy.
- Ja?! - spytałam.
- Tak ty! - potwierdziła i wyszła z klasy. Po cichu wyszłam z sali i skierowałam się do gabinetu drektorskiego. Zapukałam do drzwi. Usłyszałam "proszę" i weszłam do środka.
- Siadaj! - powiedziała. Posłusznie wykonałam polecenie.
- Twoja, matka martwi się pogróżkami ze strony mediów, więc chce cię zabrać ze szkoły. - już po pierwszym, zdaniu chciała spytać:
- Mama dzwoniła?! - spytałam.
- Tak, właściwie to była jej menadżerka. - powiedziała.
- Samanta - mruknełam pod nosem.
- Więc idź do pokoju spakuj swoje, rzeczy i czekaj na mamę na dworze! - powiedziała pani Blake.
- Ale ona tak nie może. A co ze szkołą?! - spytałam.
- Właśnie, że może April. Ona ejst twoją matką!
- A czuje się jak bym wogóle jej nie miała. - mruknełam pod nosem. Wyszłam z gabinetu. Miała teraz mieszane uczucia. Pojedyńcza łza spłyneła mi po policzku. Spakowałam wyszystkei ubrania, książki, rzeczy do torby. Wyjżałam przez okno. Zobaczyłam wielką limuzynę. No pewnei, bo ona zawsze musi szpanować swoimi pieniędzmi. Rozglądnełam się ostani raz po pokoju, i z trudem wyszłam z pomieszczenia. Pojechałam windą aż na sam dół. Im bliżej byłam 1 piętra tym serce zaczeło mi szybciej bić. Cieszyłam się, że po długim okresie wreszcie będę mogła ją zobaczyć. Na żywo, a nie w TV, ale z drugiej strony nie nawidziłam ją, że bardziej obchodzi ją sława niż ja, i że zabiera mnie ze szkoły. Drzwi windy się otworzyły i czy chciałam czy nie musiałam wyjść. Otworzyłam drzwi i powolnym krokiem poszłam do auta. Wpakowałam walizki do bagażnika i weszłam do środka. Usiadłam na drugim końcu limuzyny i zobaczyłam uśmiechniętą twarz mamy.
- Cześć kochanie! - przywitała się.
- Hej. - rzuciłam. Matka zaczeła zadawać pytania o szkołę itp. Moja odpowiedź zawsze była krótka. Po 15 minutach położyłam się na długim siedzeniu i usnełam. Gdy się obudziłam zobaczyłam wokół samoloty.
- Mamo gdzie my jesteśmy?! - spytałam.
- Na lotnisku. - powiedziała.
- Gdzie my jedziemy?! - spytałam zdziwoiona.
- Do Londynu. - powiedziała. Weszliśmy do środka budynku. Za nami szedł szofer tóry niósł walizki. Jakbyśmy same nie mogły ich wieźć. Weszliśmy do przejścia dla VIP'ów. Wyszłyśmy na dwór i poszłyśmy w storne odzrutowca z napisem: Amanda Williams. Mama zawsze musi pokazywać ludzią jaka ona jest bogata. Co mnei naprawdę mało obchodzi. Weszłyśmy do środka. Zajełam ostatnie miejsce. Położyłam torbę po fotelem, wsadziłam słuchawki do uszu i po raz ostatni podziwiałam widoki Dallas.